Niech ta krótka historia wprowadzi Cię w odpowiedni nastrój:
Zaparkowałem trochę za daleko. Cóż, muszę pogadać z szefem, może w końcu utwardzimy ten plac i będzie można postawić auto przy firmie? Ale… o czym ja myślę, to nie jest takie ważne.
Skup się.
Nagle tuż za mną rozległo się szczekanie psa. Odwróciłem się i zobaczyłem jakiegoś starszego gościa, który mocował się ze swoim czworonogiem. Kątem oka dostrzegłem też przebiegającego po drugiej stronie ulicy kota.
A! To dlatego mnie tak straszysz?
Po krótkiej chwili kot zniknął za rogiem kamienicy i psina przestała szczekać. Ruszyłem więc i – obracając się – wpadłem na coś. A raczej na kogoś.
– Przepraszam – powiedziałem odruchowo, jednak w tym samym momencie poczułem falę ciepła, która stopniowo przesuwała się z klatki piersiowej na brzuch.
– Oj, to ja przepraszam… – usłyszałem najpierw miły głos, którego właścicielka właśnie wylała na mnie kubek gorącej kawy.
– A niech to… – mruknąłem i spojrzałem na nią. Nooo, takich błękitnych oczu to w życiu nie widziałem! I ten uśmiech! Aż zaniemówiłem na chwilę z wrażenia…
– Spokojnie… nic się nie stało – „jakoś sobie poradzę” – dodałem w myślach, ale już czułem, że ten dzień nie będzie najprzyjemniejszy…
W końcu za godzinę mam spotkanie z tym pajacem z banku, a nie mam wszystkiego dopiętego na ostatni guzik.
Nie wiem, czego oni jeszcze chcą? Co roku te same papiery, jakby nie widzieli, że firma istnieje. I działa. I przynosi zyski.
– Jeszcze raz przepraszam – ach, znów ten miły głos wytrącił mnie z zadumy – chyba wiszę panu za pranie.
No proszę, jeszcze poczucie humoru ma. Żebym się tak nie spieszył…
– Ok, w porządku, nic się nie stało – powiedziałem trochę niepewnym głosem, w końcu będę miał ważne spotkanie, a ja mam poplamioną koszulę – ale dług zostaje – dodałem. Co tam, mnie też stać jeszcze na mały żarcik.
Minęliśmy się więc i każdy poszedł w swoim kierunku. Popatrzyłem jeszcze przez sekundę, jak piękna nieznajoma przywitała się ciepło z gościem od psa. Pewnie ojciec, albo dziadek – wydedukowałem po ich wyglądzie wchodząc jednocześnie przez skrzypiące drzwi firmy. Ktoś powinien w końcu zrobić z tym porządek… I z parkingiem, i z drzwiami.
Dobra, teraz nie czas na nic nie znaczące szczegóły.
– Dzień dobry Pani Krysiu, proszę przygotować mi zestawienie zysków, jakie mieliśmy w tym roku – zacząłem, od razu konkretnie, bo czasu szkoda.
– Ale panie dyrektorze, nie mogę tego zrobić…
– Nie rozumiem, przecież umie pani liczyć?
– Ja umiem, jednak przy tej ilości danych nie zdążę przed pana spotkaniem. Ten program…
– Jak to? Ma pani odpowiednie dane w systemie.
– Dane tak, ale ten program…
– No to proszę przygotować zestawienie.
– Ale ten program…
– Proszę mi nie tłumaczyć, że pani nie potrafi – powiedziałem, trochę już zniecierpliwionym tonem.
– Panie Jacku. W tym roku wystawiliśmy już ponad pięć tysięcy faktur, ja potrafię to policzyć, ale nie tak szybko. Gdybyśmy mieli program, który zsumowałby te słupki, z pewnością dostałby pan to za dwie minuty. Teraz wracam do obowiązków, proszę nad tym pomyśleć.
I faktycznie poszła. Energicznie lecz bez pośpiechu usiadła przy swoim biurku. Chyba nie zdawała sobie sprawy, w jakiej jesteśmy sytuacji…
Co teraz? Jak ja się przygotuję do tego spotkania? Do tego ta koszula…
Musimy dostać ten kredyt, w końcu za tydzień termin. Termin zapłaty. Jak nie będzie kasy, to Włosi nie przedłużą nam umowy i kolejne miesiące nas położą…
Tego Krysia nie mogła wiedzieć…Po tygodniu wchodząc do firmy miałem zgoła inne myśli. Inaczej świeciło słońce, wszyscy się do mnie uśmiechali, nawet drzwi jakoś weselej skrzypiały. Przypomniałem sobie poprzedni poniedziałek… Na szczęście dla mnie pajacowi z banku „przedłużyło się inne spotkanie” i umówił się na czwartek. Taa, a pewnie jemu też oblali koszulę… Mi tymczasem zależało na czasie, toteż nie była to dla mnie dobra nowina.
Resztę tamtego dnia wpracy spędziłem na poszukiwaniu.
Program miałem już wybrany od miesięcy, tylko jakoś nie było czasu na zamówienie i wdrożenie. Wciąż było coś ważniejszego. Ale nie tym razem!
Zadzwoniłem do Benka. Ostatecznie to przecież on mnie przekonał do zmiany systemu, który nie był od lat rozwijany i nie było żadnych aktualizacji. Oczywiście miał rację, co nie od razu, ale musiałem mu przyznać.
Jeśli już schowałem dumę w kieszeń, to mogłem pogadać, jak to zrobić, żeby zdążyć do czwartku.
Benek był tym typem ekscentryka, który uwielbiał udowadniać swoje racje i strasznie się irytował, gdy ktoś się z nim nie zgadzał. Spotykaliśmy się co jakiś czas na siłowni, czasami wyskoczyliśmy na jakieś piwko. Często dyskutowaliśmy na różne tematy – a to o konfliktach w jego firmie, a to o zwyczajach zwierząt. Nierzadko mieliśmy różne zdania i zazwyczaj nie dawałem mu pełni satysfakcji. Nie dlatego, że nie miał racji, ale z nudów, żeby podtrzymać odpowiedni poziom adrenaliny, co udawało się w ten sposób osiągnąć.
Tym razem pozwoliłem mu na przydługawą opowieść, o tym, jak to u niego wdrażali, jakie „po drodze” wyszły problemy i jak to się kłócił z księgową o stan magazynu, no i jak „ekipa” wszystko wyjaśniła, uzgodniła, poinstalowała. Znał więc firmę, która zrobi to szybko i solidnie, skoro od tamtego czasu – jak twierdził – nie było żadnych problemów.
Rozmowa telefoniczna z nimi była krótka. Miałem nieodparte wrażenie, że po drugiej stronie jest ktoś, kto dokładnie rozumie moje problemy. Jak się później okazało – przeczucie mnie nie myliło.
Przyjechali rozeznać temat jeszcze w tym samym dniu. Akurat wstałem, aby „rozprostować kości” i postanowiłem trochę się dotlenić. Ich auto wjechało w kupę piasku, jaka zalegała na przyszłym parkingu i czekała na kostkę. Ale… oczywiście były inne, ważniejsze sprawy, toteż do tej pory się nie doczekała.
Kierowca wysiadł śmiejąc się z czegoś, o czym właśnie skończył rozmawiać z pasażerem, który coś jeszcze pakował do teczki i po chwili również wysiadł.
– Dzień dobry, czy pan Jacek? – spytał wesołek.
Był trochę przy kości, widać całe dnie siedzi przed ekranem i ćwiczy… sprawność palców.
– Witam, to ja – odpowiedziałem, gdy w tym czasie podszedł do nas ten drugi.
Miał na głowie czapkę z daszkiem i zbliżając się jeszcze coś układał w teczce, dlatego dopiero gdy był przy mnie mogłem mu się przyjrzeć. Jego postawa była jakże odmienna od kolegi.
– Dzień… – „dobry” chciałem powiedzieć wyciągając rękę, ale głos uwiązł mi w gardle.
– Dzień dobry – dokładnie w tej samej chwili usłyszałem znany mi poniekąd głos. Tylko skąd ja…???
I w tym momencie mnie mnie olśniło! Patrzyłem w błękitne oczy jak zahipnotyzowany, a głos, który do mnie właśnie docierał, słyszałem już dwa razy: raz przy kawie, a raz przy telefonie.
Tak! To ten głos wydawał mi się tak dobrze mnie rozumieć „po drugiej stronie”!
Dalsze wydarzenia potoczyły się same i – choć minął zaledwie tydzień – mam wrażenie, jakby minęły całe wieki…
Tego dnia rozmawialiśmy do zamknięcia restauracji, nie mogąc skończyć dobrze żadnego tematu. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie. Faktycznie rozumiała moje problemy, nie tylko komputerowe.
Nazajutrz zmów się mieliśmy spotkać, w pracy, toteż całą noc nie zmrużyłem oka.
Kolejne dni mijały naprzemiennie – na rozmowach do rana i wdrażaniu nowego systemu. Pani Krysia za bardzo zadowolona nie była – wiadomo, z wiekiem trudno zmienić przyzwyczajenia, jednak nowy program był tak intuicyjny, że szybko przestawiła się na „nowe myślenie”. No i – oczywiście – zestawienie mi zrobiła. W czwartek pajac z banku nie miał nic do powiedzenia. Wziął tylko wszystkie dokumenty.
– Jutro się ktoś do pana odezwie – stwierdził na odchodne.
Nie kłamał. Nazajutrz zadzwoniła pani z „obsługi klienta”:
– Dziś będą pieniądze na pana koncie.
Nic dodać, nic ująć.
W weekend pojechaliśmy z Zosią (bo tak ma na imię niebieskooka „nieznajoma”) w góry. Gdyby nie fakt, że zmiana klimatu wywołuje u mnie senność, to pewnie zagadalibyśmy się na śmierć.
W nowym tygodniu, z nowym nastawieniem i nowym systemem, nawet skrzypienie drzwi było dla mnie muzyką…c.d.n.
I taką właśnie będziemy mieć motywację wdrażając nowy system u Ciebie 🙂
Jeśli masz sklep internetowy lub sprzedajesz na allegro – powiążemy to z Twoim systemem sprzedaży.
Zapewne korzystasz też w takim przypadku z usług kurierskich – to również można zautomatyzować.
Nie bój się zapytać – zadzwoń, napisz maila lub wypełnij formularz – chętnie podejmiemy się nowych wyzwań!